Saperka w SPECNAZIE

Saperkę wymyślono po to, aby każdy żołnierz po otrzymaniu podczas walki rozkazu „Stój!” natychmiast zatrzymał się i zaczął kopać. Po trzech minutach powinien okopać się na głębokość 15 centymetrów. Żołnierz już może się w tym zaimprowizowanym okopie położyć, a pociski świszczące nad głową nie zrobią mu krzywdy, ale on kopie nadal. Wykopana ziemia tworzy przed nim i z boków niewielkie przedpiersie, które jest dodatkową osłoną dla strzelca. Jeśli na taki okop najedzie czołg, to żołnierz ma 50 procent szans, że wyjdzie z tego cało. Jeśli piechur w którymś momencie otrzyma rozkaz „Naprzód!”, to z ochrypłym okrzykiem „Uraaa!”, popędzi przed siebie. Jeśli jednak znów otrzyma rozkaz „Stój!”, żołnierz tworzy sobie, bez żadnych dodatkowych komend, najprostszą obronną budowlę. Jeśli nie nadszedł rozkaz „Naprzód!”, żołnierz ryje wciąż głębiej i głębiej. Początkowo jego dołek można wykorzystać do strzelania w pozycji leżącej, potem przekształca się on w rów do strzelania z pozycji klęczącej, potem, gdy osiągnie głębokość 110 cm, można z niego strzelać na stojąco. Wyrzucona na przedpiersie ziemia osłania żołnierza od pocisków i odłamków. W przedpiersiu wykopuje wtedy otwór strzelniczy, z którego sterczy lufa jego karabinu. Jeśli nie ma następnych rozkazów, żołnierz kontynuuje pracę: maskuje okop, a potem zaczyna kopać transzeję, aby połączyć się ze swym sąsiadem, który znajduje się po lewej. Każdy kopie od prawej do lewej i po kilku godzinach pododdział ma już transzeję, która łączy wszystkie okopy strzelców. Transzeja pododdziału łączy się z transzejami sąsiednich pododdziałów, kopie się schrony i rowy komunikacyjne, transzeje pogłębiają się, są przykrywane, maskowane, coraz odporniejsze. Potem żołnierz otrzymuje nagle komendę „Naprzód!” i rusza do przodu, krzycząc „Uraaa!”. Kiedy napotka druty kolczaste przeciwnika, rąbie je boczną krawędzią saperki, którą wyostrzono w równym stopniu jak część dolną, którą kopie się w ziemi.
Saperką żołnierz piechoty kopie też mogiły swoim poległym towarzyszom. Jeśli nie ma pod ręką siekiery, tą samą łopatką rąbie chleb, który na siarczystym mrozie stał się tak twardy jak granit. Saperkę piechur wykorzystuje jako wiosło, gdy przepływa rzekę pod ogniem przeciwnika na słupie telegraficznym. A po otrzymaniu rozkazu „Stój!” żołnierz znów buduje wokół siebie twierdzę. Buduje ją pewnie i dokładnie. Łopatka to nie tylko narzędzie do kopania, to także budowlany przymiar. Długość saperki to dokładnie 50 cm. Dwie to równo metr. Szerokość ostrza – 15 cm. Wysokość – 18 cm. Znając na pamięć te wymiary, żołnierz może zmierzyć, co tylko zechce.

Saperka piechura nie ma składanego trzonka – to bardzo istotne. Musi być ona jednym przedmiotem, monolitem nieugiętym jak przewodnia linia partii. Ostrze jest wyostrzone niczym nóż, nie z jednej, a z trzech stron. Łopatka pomalowana jest zieloną, matową farbą, która nie daje odblasków w jaskrawym słońcu.

Saperka to nie tylko narzędzie i przyrząd pomiarowy. To także gwarancja wytrwałości piechoty w najtrudniejszych sytuacjach. Jeśli piechota miała kilka godzin, aby wryć się w ziemię, to wypędzić ją z dołów strzeleckich i okopów nie udaje się czasem przez lata, mimo zastosowania najnowocześniejszych środków.

W tej książce opowiemy nie o piechocie, a o żołnierzach innych pododdziałów, określanych krótkim słowem: Specnaz.

Ci żołnierze nigdy nie kopią okopów, nigdy nie zalegają na obronnych pozycjach. Oni albo nagle atakują, albo, gdy napotkają opór mającego przewagę wroga, znikają tak samo nagle, by zaatakować ponownie, w miejscu i czasie najmniej spodziewanym przez przeciwnika. Nigdy nie odpierają ataków czołgów (i w ogóle żadnych ataków) rozpraszają się na grupy i znikają, aby spotkać się w uprzednio ustalonej kryjówce.

Zdumiewające jest, że żołnierze Specnazu także noszą ze sobą saperki. Po co im one? Jeśli zadacie to pytanie, uśmiechną się i nic nie odpowiedzą. Nie można opowiedzieć słowami, w jaki sposób używają swoich saperek. To trzeba zobaczyć!

Saperka w rękach żołnierza Specnazu to groźna, bezgłośna broń. Każdy żołnierz Specnazu trenuje użycie swojej saperki znacznie intensywniej niż jakikolwiek piechur. Początkowo należy wyrobić sobie precyzję. Trzeba ostrzem łopatki rąbać cieniutkie szczapki, nauczyć się obciąć szyjkę butelki stojącej na stole, tak aby odpadła tylko szyjka, a sama butelka pozostała na miejscu. Trzeba kochać swoją saperkę i uwierzyć w jej precyzję. W tym celu żołnierze lewą rękę kładą na pniu, rozpościerając palce, a prawą ręką walą z rozmachem krawędzią saperki w pień. Bardzo ważne jest, aby nie zawadzić o własne palce. Może to być bardzo nieprzyjemne. Kiedy nauczą się silnie i precyzyjnie rąbać saperką jak toporem, przechodzą do bardziej skomplikowanego treningu. Saperkę wykorzystują w walce wręcz do odpierania ataków bagnetem, nożem, pięścią, inną saperką. Żołnierza uzbrojonego tylko w saperkę zamykają w pomieszczeniu bez okien razem ze złym psem – to bardzo pouczająca rywalizacja. W końcu żołnierza, który pewnie już włada saperką, tak jak szablą czy bojowym toporem, uczą nią rzucać. To wspaniała broń do miotania. Podkreślam, trzonek saperki nie jest składany, dlatego stanowi ona jeden, doskonale wyważony przedmiot. Długi – 32 cm – trzonek spełnia rolę dźwigni przy zamachu, a w locie, szybko obracając się, zapewnia łopatce precyzję i stabilność. Przerażające jest uderzenie saperki. Jeśli wbije się w drzewo, trudno ją wyciągnąć. Jeszcze gorzej, jeśli trafi nie w drzewo, a w czaszkę! Między oczy. Częściej żołnierze Specnazu rzucają jednak saperką nie w twarz, a w plecy wroga, kiedy ten nie widzi rzucającego, a wtedy straszna łopatka trafia w kark czy też w kręgosłup, gruchocząc kręgi.

Żołnierz Specnazu kocha swoją saperkę, wierzy w jej niezawodność i precyzję bardziej nawet niż w swego kałasznikowa. Zaobserwowano interesujący psychologiczny szczegół: jeśli żołnierz strzela do przeciwnika, to on także otworzy ogień. Lecz jeżeli rzuci się w niego saperką, odrzuci broń i uskakuje na bok.

Ta książka opowiada o żołnierzach, którzy posługiwali się saperkami lepiej niż łyżkami przy jedzeniu. Oczywiście oprócz saperek mieli także inną broń…

Autor:
Wiktor Suworow