Wywiad z byłym szefem delegatury CBA we Wrocławiu

To dalszy ciąg sprawy opisanej w artykule Prostytutka w delegaturze CBA.

Usiłuje się mnie nieudolnie straszyć – mówi Zbigniew Stawarz, były szef delegatury CBA we Wrocławiu. Były oficer tej służby w rozmowie z reporterem „Czarno na białym” Leszkiem Dawidowiczem opowiada o swoim ostatnim dniu pracy. Alarmuje również sejmową speckomisję, twierdząc, że wymuszano na nim zeznania mające obciążyć byłego szefa CBA Pawła Wojtunika. Centralne Biuro Antykorupcyjne odpiera zarzuty.
– Usiłuje się mnie nieudolnie straszyć, a problem polega na tym, że ja nie lubię być straszony – mówi Zbigniew Stawarz, były szef delegatury we Wrocławiu.

To pierwszy oficer służb, który po zmianie władzy postanowił opowiedzieć o swoim ostatni dniu pracy w CBA. Były szef Biura we Wrocławiu mówi, że czuł się jak osoby, które sam ścigał. Jak opowiada, przeprowadzono przeszukanie, zabezpieczono jego telefony komórkowe oraz przesłuchano go. Został również zapytany, czy zgadza się na badanie wariografem.

– To jest facet, który prowadził naprawdę najpoważniejsze śledztwa przeciwko przestępczości zorganizowanej, kryminalnej. To jest człowiek, który rozbijał gangi, które mają ręce we krwi i zamykał najpoważniejszych aferzystów w tym kraju – tak Stawarza opisuje Robert Zieliński, dziennikarz śledczy portalu tvn24.pl.

Po zmianie władzy CBA straciło rzecznika. Reporterowi „Czarno na białym” nie udało się skontaktować z kierownictwem Biura. Otrzymał jedynie odpowiedź drogą mailową.

„Szanowny panie redaktorze. Szef CBA, jak każdej służby czy instytucji, ma prawo dobierać sobie współpracowników” – czytamy w wiadomości. Pod pismem podpisał się Wydział Komunikacji Społecznej Szefa Gabinetu CBA.

Pod koniec 2015 r. Zbigniewa Stawarza wezwał nowy szef CBA Ernest Bejda. Stawarz opowiada, że został przeszukany, zabrano mu telefon i po kilku godzinach przeprowadzono przesłuchanie.

– Usiłowano uzyskać odpowiedzi, które by obciążały w jakiś sposób poprzednie kierownictwo Biura – twierdzi Stawarz. Jak dodaje, pytano go m.in. o sposób podejmowania decyzji przez byłego szefa CBA Pawła Wojtunika oraz o opinię na ich temat.

„W sprawie zaistniały przesłanki, aby wobec nich wszystkich zastosować procedurę sprawdzenia przy wejściu. To standardowe zachowanie każdej służby w takich okolicznościach. Nie jest prawdą, że wymuszano na nim jakiekolwiek informacje obciążające Pawła Wojtunika” – czytamy w odpowiedzi CBA.

Jak informuje reporter „Czarno na białym”, została zastosowana wyjątkowa w takich sytuacjach procedura badania wariografem. Jak mówi Piotr Niemczyk, były zastępca dyrektora Zarządu Wywiadu UOP, tego rodzaju przesłuchanie jest nie tylko traumatyczne, ale wobec Stawarza nigdy nie było żadnych zarzutów dot. powiązań politycznych.

Biuro poinformowało dziennikarza TVN24: „Wprost z ustawy wynika, że każdy funkcjonariusz może być poddany badaniom poligraficznym i decyzja ta nie wymaga uzasadnienia.”

W trakcie przesłuchania została poruszona kwestia zwolnionego za czasów Wojtunika agenta CBA z Wrocławia. Nie możemy ujawnić jego nazwiska.

Jak mówi Stawarz, zarzucono mu zrobienie prowokacji względem tego funkcjonariusza. Jak dodaje, okazało się, że ten mężczyzna jest bliskim znajomym nowego szefa CBA.

Jacek Harłukowicz, dziennikarz wrocławskiego oddziału „Gazety Wyborczej”, mówi, że zwolniony funkcjonariusz i Bejda znają się z początków pracy w CBA. Agent miał nawet poprosić nowego szefa Biura, by ten został jego pełnomocnikiem.

Po zmianie kierownictwa CBA, funkcjonariusz został przywrócony do służby. Biuro tłumaczy: „Powody wyrzucenia z pracy tego agenta były nieprawdziwe i oparte na nieprawdziwych przesłankach. Ernest Bejda nie był pełnomocnikiem tego agenta”.

Przy okazji inwigilowania tego funkcjonariusza okazało się, że ten na jednym z nocnych dyżurów w siedzibie Biura został odwiedzony przez kobietę. Stawarz mówi, że była ona prostytutką, co do czego ma pewność.

CBA odpowiada: „Zarówno były dyrektor delegatury p. Stawarz i ówczesne kierownictwo CBA nie miało jakichkolwiek podstaw do formułowania obraźliwych i poniżających sądów wobec kobiety. Była osobą znajomą – to ustalenia z postępowania dyscyplinarnego, w wyniku którego agent został w styczniu br. ukarany karą dyscyplinarną nagany za niedopełnienie obowiązków służbowych polegających na umożliwieniu wstępu na teren delegatury osobie nieuprawnionej i jej niezarejestrowanie”.

Jak mówi Stawarz, nie ma większego znaczenia, czy kobieta była znajomą, czy prostytutką, ponieważ była osobą nieuprawnioną do przebywania na terenie delegatury, gdzie znajdują się dokumenty niejawne.

Były szef wrocławskiej delegatury wysłał list do sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, jednak nie otrzymał odpowiedzi.

O przywróceniu agenta do służby i okolicznościach zwolnienia Stawarza dziennikarz TVN24 zapytał zastępcę koordynatora służb specjalnych. – Ja nie znam tego pana – odpowiedział Maciej Wąsik.

Zwolniony, a następnie przywrócony do służby agent miał spotkać się z dziennikarzem TVN24 i przyprowadzić kobietę, która go odwiedziła w trakcie dyżuru, jednak ostatecznie do spotkania nie doszło.

TVN24