W świecie zachodniego kapitalizmu ideałem jest nieprzerwana aktywność i dyspozycyjność. Coraz więcej z nas w pracy jest niemal całą dobę. Nie dość, że wyrabiamy dziesiątki nadgodzin, to w domu nadal odbieramy służbową komórkę i sprawdzamy e-maile. Po nocach kończymy raporty, wysyłamy sprawozdania, aby po kilku godzinach znów stawić się w biurze. Jak przekonuje Jonathan Crary, autor książki „24/7. Późny kapitalizm i koniec snu”, w takiej rzeczywistości nie ma miejsca na sen. Staje się on ekskluzywnym i nieco anachronicznym dobrem, a przestaje być czymś koniecznym i naturalnym.
Crary opisuje, że współcześnie sen jest stanem bezużytecznym i generującym niepoliczalne straty czasu produkcji, obiegu i konsumpcji dóbr. Dlatego zawsze będzie kolidował z interesami świata 24/7 – całodobowego, siedem dni w tygodniu. Nic więc dziwnego, że zachodni świat stara się straty, a więc i ilość snu zmniejszyć. Chodzi przecież o to, by wycisnąć z człowieka jak najwięcej.
Wystarczy przywołać tu badania nad pewnym gatunkiem ptaków, które od kilku lat prowadzi Departament Obrony USA. Mowa o pasówce białobrewej, której fenomen polega na tym, że jest w stanie latać kilka dni i nocy bez przerwy na sen. Badania amerykańskich wojskowych mają przybliżyć ludzkość do odkrycia metody pozwalającej utrzymać długotrwałą, niewymagającą snu aktywność, także u człowieka. Mógłby wówczas powstać superżołnierz, który będzie mógł walczyć non stop.
Historia wielokrotnie już pokazała, że z biegiem czasu wynalazki wojenne przenikają do sfery społecznej.Tak było np. z modafinilem, czyli lekiem, który – podobno bez skutków ubocznych i ryzyka uzależnienia – pozwala nie spać przez 64 godziny bez objawów znużenia. Dodatkowo pobudza on tę część mózgu, która odpowiada za uwagę, pamięć i sprawność umysłową. Najpierw substancji o niezwykłych właściwościach używali wojskowi piloci czy astronauci wykonujący wielogodzinne zadania, potem „pigułka bystrości” trafiła pod strzechy. Obecnie podobno korzystają z niej nie tylko menedżerowie na Wall Street, ale także prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama. Czy rzeczywiście nie ma ona skutków ubocznych? Na razie ich nie odkryto, ale zdaniem części naukowców, to jedynie kwestia czasu.
Pracownik lub konsument, który przez wiele dni może obyć się zupełnie bez snu, to oczywiście wciąż wizja przyszłości. Jednak wystarczy spojrzeć w przeszłość, aby zauważyć, jak gwałtownie skraca się ilość czasu, który poświęcamy na sen. Obecnie mieszkaniec Ameryki Północnej przesypia średnio niespełna sześć i pół godziny na dobę, podczas gdy pokolenie temu było to osiem godzin. Na początku XX wieku zaś, choć trudno w to uwierzyć, dziesięć godzin.
„Nie ma w tym nic dziwnego, że obserwujemy systematyczne redukowanie czasu snu, jeśli wziąć pod uwagę, o jaką ekonomiczną stawkę toczy się gra (…) W Stanach Zjednoczonych i Europie coraz bardziej zanika konieczność odpoczynku i regeneracji sił. Obecnie nie są już one warunkiem wzrostu ekonomicznego. Czas poświęcony na relaks jest po prostu zbyt drogi, by mógł stanowić strukturalny element współczesnego kapitalizmu” – pisze Crary.
Dlatego współcześnie sen coraz przestaje być wartością. Przestawia się go jako doświadczenie, które nie jest konieczne i wynikające z naturalnego rytmu dnia człowieka. W efekcie niweluje się różnica między dniem i nocą oraz działaniem i wypoczywaniem. Tak, abyśmy mogli pracować jeszcze więcej i być aktywni całą dobę.
Tomasz Duda, psycholog z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego tłumaczy, że w kapitalizmie istnieje mechanizm, który wywołuje w nas poczucie, że musimy pracować coraz więcej i być coraz bardziej efektywni. – Wmówiono nam, że największą cnotą jest aktywność i praca. Tylko dzięki byciu aktywnym mamy szansę nie stracić żadnej z nadarzających się, często złudnych, szans – tłumaczy.
W byciu aktywnym całą dobę sprzyja technologia: smartfony, które nie opuszczają naszych dłoni, serwisy społecznościowe, gdzie ciągle coś się dzieje oraz całodobowy strumień „niezwykle ważnych” informacji.
– Żyjemy w świecie, w którym przybywa technologii pozwalających nam oszczędzać czas. Przynoszą one ułatwienia w niemal wszystkich sferach życia: od prac domowych poprzez komunikację do transportu i pracy. Ilość naszego wolnego czasu powinna się zwiększać, a paradoksalnie się zmniejsza – twierdzi Duda i dodaje, że coraz więcej czasu poświęcamy na bycie na bieżąco.
– Wynika to ze współczesnej konstrukcji naszej gospodarki. Wmówiono nam, że rzeczy dzieją się natychmiast. I też wszystko musimy robić szybko i teraz. Jesteśmy bombardowani ogromną ilością informacji, której nie jesteśmy w stanie ogarnąć. Bardzo często nie są to tak istotne informacje, jak w przeszłości. Staramy się być na bieżąco, aby nic nam nie umknęło, bo boimy się, że wypadniemy z tego trybu. Ludzie są bardzo podatni na wpływy i na to, co robią inni, a skoro cały świat tak funkcjonuje, to wydaje nam się, że tak trzeba i nie można robić inaczej – wyjaśnia Duda.
Crary twierdzi, że współczesnemu człowiekowi wmówiono, że każdy – nie tylko firmy i instytucje – musi być obecny i wyeksponowany w internecie całą dobę przez siedem dni w tygodniu, jeśli nie chce się narazić na utratę społecznego znaczenia i zawodową porażkę.
Korzyści z bycia non stop dostępnym i aktywnym są jednak wątpliwe. Crary uważa, że większość społecznych relacji się zmienia, bo zamiast prawdziwego „ja” w sieci tworzymy sobie mozaikę zastępczych tożsamości, którymi jesteśmy postrzegani. Inne jest też ludzkie życie. Niemożliwe jest zachowanie prywatności, a każdy z nas staje się źródłem nieustannie pobieranych danych i podlega ciągłemu nadzorowi.
To jednak nam nie przeszkadza. Ostatnie badania pokazują, że gwałtownie wzrasta liczba ludzi, którzy budzą się w nocy co najmniej raz, tylko po to, żeby sprawdzić na smartfonach, czy tabletach komunikaty w serwisach społecznościowych, wiadomości e-mail lub informacje.
Socjolog dr Tomasz Sobierajski z Uniwersytetu Warszawskiego wyjaśnia, że wiele osób ostatnie informacje sprawdza tuż przed zaśnięciem, kiedy leżymy w łóżku i mamy zgaszone światło.
– Badania pokazały, że niebieskie światło wydzielane wtedy przez smartfony i tablety pobudza nasz mózg, który dostaje sygnał: „Wstajemy!”. Stąd późniejsze problemy z zaśnięciem i długi proces doprowadzenia naszego organizmu do fazy odpoczynku – mówi dr Sobierajski. Dodaje, że potrzeba nieustannego zerkania na telefon i sprawdzania informacji nosi nazwę „syndromu czerwonego paska”. Chodzi o dolny fragment ekranu, gdzie telewizja przekazuje najważniejsze informacje. – Nieustannie mamy wrażenie, że coś nas omija – tłumaczy dr Sobierajski.
Tomasz Duda ze smutkiem przyznaje, że niestety ludzie mają krótką pamięć. – Nikt nie pamięta już, że jeszcze 15 lat temu ten świat wyglądał zupełnie inaczej i nikt nie załamywał się z tego powodu, że nie jest na bieżąco, bo nie sprawdził Facebooka, czy portali informacyjnych. Nikt nie ma czasu zastanowić się nad tym, że nic się nie stanie, jeśli nie będzie na bieżąco – mówi psycholog.
Crary pisze, że nieustanny dostęp do informacji i ciągła aktywność sprawiają, że odpoczynek przestaje być istotny. Traci swoją dawną wartość, a także „likwiduje cykliczność życia, na której od tysiącleci opiera się większość kultur; zaciera dobowy rytm budzenia się i zasypiania”.
W efekcie coraz więcej osób ma problemy ze snem. Masowo cierpimy też na bezsenność. Z tą chorobą zmaga się co drugi Polak. Specjalista od leczenia zaburzeń snu dr Michał Skalski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego twierdzi, że w krajach wysoko uprzemysłowionych czas poświęcony na sen kurczy się, bo rośnie tempo naszego życia. Przesuwają się też pory naszych obowiązków.
– Kiedyś szło się do pracy na 7. i kończyło o 15. Teraz większość pracowników zaczyna dzień o godzinie 9. Oczywiście pracujemy też dłużej, a więc później chodzimy spać, a wstajemy tylko nieco później niż dawniej, bo rano i tak musimy zrobić śniadanie dzieciom, a potem odwieźć je do szkoły – tłumaczy dr Skalski. Dodaje, że coraz więcej osób pracuje też w nocy.
– Dawniej było to zaledwie 3 proc. pracowników. Mówiło się, że w nocy pracują tylko złodzieje i strażnicy. Teraz wiele branż działa 24 godziny na dobę. Kiedyś nie było tyle sklepów, czy stacji benzynowych, które działają całodobowo – wyjaśnia dr Skalski.
Ekspert dodaje, że ciągłe ograniczanie ilości snu prowadzi do bezsenności i depresji. – Osoby, które mają bardziej wrażliwy sen mogą popaść w bezsenność. To działa jak kula śnieżna. Im bardziej się nie wysypiają, tym bardziej są zmęczone i kolejnej nocy znów nie będą mogły zasnąć. Po jednej nieprzespanej nocy nadchodzi kolejna, jeszcze gorsza i tak w kółko. Z tego właśnie wynika rosnący odsetek osób, które cierpią na bezsenność – dodaje dr Skalski.
Dlatego jego zdaniem w przyszłości część osób będzie musiała zrezygnować z pracy wymagającej dużej aktywności. – Zrezygnują z kariery, bo nie wytrzymają „wyścigu szczurów”. Wybiorą pracę mniej prestiżową i słabiej wynagradzaną, ale stabilną – od 8 do 16. Już teraz mam takich pacjentów, a będzie ich przybywać. Jeśli ktoś na siłę będzie chciał pozostać w tym wyścigu, to będzie narażał swoje zdrowie. Będzie groziła mu bezsenność, depresja, stany lękowe, czy nadciśnienie – wymienia dr Skalski.
Psycholog Tomasz Duda podkreśla, że w pędzie życia nie widzimy tego, co potwierdzają badania, które mówią o tym, że najbardziej efektywni zawodowo nie jesteśmy wtedy, gdy pracujemy 12 godzin bez przerwy, lecz 6-7 godzin.
– Żyjemy w złudzeniu, że im dłużej będziemy siedzieć w pracy i mniej odpoczywać, tym bardziej będziemy efektywni. A jest odwrotnie, bo ludzki organizm tak nie działa. Nie możemy bezkarnie nie odpoczywać i nie relaksować się. To prosta droga do wypalenia zawodowego – przestrzega Tomasz Duda.
Natomiast dr Skalski ostrzega, że jeśli w przyszłości nic się nie zmieni i czas, który poświęcamy na sen nadal będzie się skracać, to mniejsza będzie również nasza odporność na bezsenność.
– Już teraz gwałtownie przybywa osób, które mają zaburzenia snu. A im krócej będziemy spać, tym więcej będzie chorych – przestrzega dr Skalski.
Przyszłość, którą naszej cywilizacji wróży Crary, nie jest różowa. Jego zdaniem ludzkość może doprowadzić do powstania bezsennego świata.
„Specyfiki likwidujące potrzebę snu, agresywnie promowane przez koncerny farmaceutyczne, początkowo będą atrybutem stylu życia, lecz później staną się dla wielu koniecznością„ – prognozuje Crary.
Psycholog Tomasz Duda twierdzi, że człowiek coraz szybciej zbliża się do granicy wytrzymałości.
– Niedługo nie będziemy mogli spać jeszcze krócej i coraz mocniej angażować się w pracę i być na bieżąco. Nasze gospodarki pracują coraz efektywniej. Bardzo szybko zbliżamy się do globalnych granic wzrostu i wytrzymałości ludzkiego organizmu. Albo się zmienimy, albo zderzymy się z tą ścianą – twierdzi Duda.
Przypomina też, że przez setki lat brak snu był uważany za jedną z najgorszych tortur. – A teraz tą torturę fundujemy sobie sami – podsumowuje.
Na szczęście część ludzkości zaczyna dostrzegać, że zmierzamy w złym kierunku. Jedną z ciekawszych inicjatyw jest pomysł z Francji. Wprowadzono tam przepisy, które zabraniają sprawdzania po godzinach pracy służbowych skrzynek pocztowych. Pracownicy nie tylko mogą, ale muszą ignorować e-maile, gdy już wyjdą z biura.
Natomiast w szwedzkim mieście Goeteborg testowany jest sześciogodzinny dzień pracy. Pracownicy wypełniają swoje obowiązki przez 30, a nie 40 godzin tygodniowo, ale nadal otrzymują pełne wynagrodzenie. Zwolennicy pomysłu uważają, że osoby wypoczęte, mimo że pracują krócej i tak będą bardziej wydajne niż ci, którzy są w biurze osiem godzin. Jeśli eksperyment to potwierdzi, to miejscy urzędnicy będą pracować krócej już na stałe.
Jeszcze bardziej śmiałą propozycję przedstawił niedawno Carlos Slim, najbogatszy człowiek świata. Je.go koncepcja zakłada, aby pracować zaledwie 3 dni w tygodniu, ale za to po 11 godzin i tak do 75 roku życia. Wszytko po to, aby mieć więcej czasu dla siebie i rodziny – nie wtedy, gdy będziemy mieć 65 lat i przejdziemy na emeryturę, ale na co dzień.
…………………………………………..
Wszystkie wykorzystane cytaty Jonathana Crary’ego pochodzą z książki „24/7. Późny kapitalizm i koniec snu” – Wydawnictwo Karakter (2015).